Robert Lewandowski w swojej wieloletniej karierze reprezentacyjnej narzekał właściwie na większość selekcjonerów. Metody Franciszka Smudy krytykował dopiero po jego odejściu. Z kolei Jerzego Brzęczka najprawdopodobniej „zwolnił” słynnymi siedmioma sekundami milczenia. Czesława Michniewicza czeka podobny los?
Z obozu reprezentacji Polski docierają do opinii publicznej sprzeczne i – oczywiście – niejasne komunikaty. Najpierw, tuż po meczu z Francją, w mediach pojawiły się pogłoski o rzekomym konflikcie Czesława Michniewicza z czołowymi zawodnikami kadry.
Mowa o Robercie Lewandowskim, Piotrze Zielińskim i Kamilu Gliku. Dziś jednak sam selekcjoner zdementował te doniesienia. Zapewnił na antenie Radia Zet, ze już po powrocie z turnieju rozmawiał z „Lewym”, a ten powiedział mu, że nie ma między nimi scysji.
Czesław Michniewicz straci pracę? Lewandowski znów narzeka na styl
Wszystko zaczęło się od enigmatycznej wypowiedzi Roberta Lewandowskiego tuż po meczu z Francją. Było to nasze ostatnie spotkanie na Mistrzostwach Świata w Katarze. Reprezentacja Polski zaprezentowała się lepiej, niż w 3 poprzednich meczach na turnieju.
Nie wystarczyło to jednak, by choćby zremisować w regulaminowym czasie gry z aktualnymi mistrzami świata. Po golach Oliviera Giroud oraz Kyliana Mbappe (2) przegrywaliśmy 0-3. W doliczonym czasie gry sędzia podyktował jednak rzut karny dla biało-czerwonych. Powodem było zagranie ręką francuskiego obrońcy po dośrodkowaniu wprowadzonego chwilę wcześniej na boisko Kamila Grosickiego.
Do piłki ustawionej na 11. metrze znów podszedł Robert Lewandowski. I znów… spudłował. Jego słaby strzał bez problemów złapał bramkarz reprezentacji Francji – Hugo Lloris. Był to drugi zmarnowany rzut karny „Lewego” w tym turnieju. Wcześniej nie zdołał pokonać bramkarza reprezentacji Meksyku w meczu fazy grupowej. Gdyby mu się to udało, niewykluczone, że Polska wyszłaby z grupy C z pierwszego miejsca.
Bezkrytyczny gwiazdor Barcelony
Na szczęście dla zawodnika Barcelony arbiter zarządził powtórkę „jedenastki”, gdyż francuski bramkarz zbyt wcześnie oderwał nogi od linii bramkowej. Dopiero za trzecim podejściem Lewandowski zdołał trafić do siatki. Tak: człowiek uważany za jednego z najlepszych napastników świata potrzebował trzech podejść na turnieju rangi Mistrzostw Świata, by strzelić z 11 metrów jedną bramkę. Mało zresztą znaczącą.
Mimo opisanych wpadek przy karnych, a także – co tu kryć – słabego turnieju, jaki ma za sobą, Lewandowski nie ma problemów z tym, by subtelnie atakować kolejnego selekcjonera. Mimo, że przegraliśmy 1-3 i odpadliśmy z turnieju w 1/8 finału, tuż po końcowym gwizdku na twarzy Roberta Lewandowskiego widoczny był promienny uśmiech.
Zaś kilka minut później – już w świetle telewizyjnych kamer – próbował zrzucić winę za swoją nieskuteczność na defensywny styl gry. Rzecz jasna (co jest zresztą w jego stylu) nie wskazał wprost osoby winnej takiego stanu rzeczy. Jego słowa o „braku radości z gry w piłkę” zostały jednak zinterpretowane przez dziennikarzy jednoznacznie.